Angkor Wat - trzeci dzien, tym razem tuc tuc'iem z Mario

pewne dni czasami nadchodza, kiedy moja szanowna dupencja wiekiem juz podeszla protestuje przeciwko nadmiernemu wysilkowi i po dwoch dniach na kiepskim rowerze dzien ten nadszedl...
poznany przy wjezdzie do Kambodzy Mario sie wybieral na wschod slonca takze ochoczo dolaczylam, by sobie wygodnie popurkac w towarzystwie ;D
Jet - nasz super kierowca i po troszku przewodnik
tlumy juz czekaja!
sie okazalo, ze musialam najpierw Mario obudzic dlatego sie troszku spoznilismy...w koncu pukalam pol godziny do jego drzwi...eeeeh...
nawet krzeselka poustawiali...
jezioro na terenach bylo raczej bajorem, ale dalo sie cos z niego wydusic ;)
a to ja w okularach Mario robiac madra mine, by nie bylo widac zmeczenia :P
SLON!!!!!!!!!!
ja bym raczej go sporym lukiem ominela ale Mario sie rzucil i potem mnie popchnal tez no to kupilam te banany i zaczelam karmic takie duze lakome jajco....
ladnie lapie nie?
lata praktyki..
bardzo pewnie wygladam czyz nie? wcale nie trzymam dystansu ani nic...
patrz Mamo, slonia dotykam! i bardzo zrelaksowana przy tym wygladam :P
nie wiem co tu robie...
pewnie pot zlizuje...
kolejny usmiech zdobywczyni pucharu w karmieniu slonia
i to juz koniec, bo banany sie skonczyly, traba zaczela ich smetnie szukac a mi sie zaczely troszku nogi trzasc :D
Bayon ponownie
jedno glupie musi byc :)
Mario i Jet
a to my i poznane ludki - Mario z Ameryki i Eleanor z Anglii
robal...

Comments

Popular Posts