Can Tho - wycieczka na targ plywajacy

wszystko jak zwykle zaczyna sie o swicie...
to nasz pan od lodki/przewodnik
kobity daja czadu
wytwornia 'noodles'!!! 
nie ma to jak lokalny makaron...ino nie dali sprobowac...
najpierw grzeja jak nalesnik, potem susza i potem przez maszynke przepuszczaja
nasz przewodnik byl dosc czarujacy, mimo ze nie za bardzo szanowal przyrode/cudze ogrodki:
tak wlasnie sobie kical na boki, by nam albo kwiatki zerwac, albo z lisci bambusa pierscionki albo woatraczki zrobic...
no ba!
plywajacy targ...alez te arbuzy byly dobre...
taka bardzo przekonujaca pani sprzedawala lotto lokalne
przerwa na amciu i kupienie lunchu przewodnikowi, mieli tu ryby, weze i inne biedne chore kroliki, ale najfajniejszy byl taki mostek. przeszlam sobie po nim. foty niet.
a tu wyschniety kanal, o ktorego stnie jestem pewna przewodnik wiedzial zanim wyplynelysmy lodka jego, ale jakos tam poudawal, ze to niespodzianka. powrot ta sama droga. zdrzemnelam sie.

Comments

Popular Posts