pierwsze bolesne dni w Varanasi...
pierwsze spacery wzdluz Ganges, co 2 minuty jakis miejscowy pytal sie, czy chcemy lodka plynac...
tak dla ochlody...
lodki mialy najwieksze wziecie na wschod i zachod slonca.
rogate zwierzaki z bezpiecznej odleglosci.
dzieciaki graly w krykieta na budynku obok schodow i pilka im spadla. Amy sie za bardzo umiala dorzucic, takze trzeba bylo pokazac wschodnioeuropejskie sportowe umiejetnosci. Dzieci docenily :)
maly oltarzyk
wiecej krow...
ghat to nazwa schodow prowadzacych do rzeki/jeziora.
kupa, kupa, kupa.
calkiem zwinne malpy
psina chowajaca sie przed sloncem
wiewiora
a ten tu bez pytania zrobil nam zdjecie, no to tak samo zostal potraktowany.
dekoracje
widzicie z czym ja musialam sie zmierzyc?! taaak blisko sobie spacerowala rogacizna!
ruch na ulicy
eeeeh, no i tu sie zaczelo...ta krowa/byk sobie tak tu ladnie stalo i mialo wszystko gleboko pod ogonem...jak widac Amy sie zastanawia co zrobic, ja z bezpiecznej odleglosci sie przygladam. Ta pani w drzwiach z tylu doradza dwom panom, ze tylko przod jest niebezpieczny, z tylu nie ma obawy...no tak, waska uliczka jak wiekszosc, zwierze sie nie chcialo ruszyc, co tu zrobic. Chlopy przeszly, Amy przeszla, no to ja zarzucilam aparat na ramie i tez swierdzilam, ze przejde...no, i sie tak ladnie delikatnie przepycham a tu nagle krowsko zarzuca glowa i rogiem we mnie! coz, cos mi sie wyrwalo spod jezyka, co nie za bardzo pomoglo, ino zwrocilo uwage pani sasiadki...eeeh. No, ale przeszlam z urazona nie tylko duma...
to jest moje krowie urazenie zaraz po.
widok popoludniowy z dachu hostelu
Comments