paletanie sie po Darjeeling...
sniadanie: lokalnie wypiekany chleb i omlet
widoczki...budynki wyciagniete wzwyz ile sie da.
reklamy malowane
glowny srodek transportu - jeepy.
panowie z kucykami czekaja na klientow
pod budynkiem Policji bezpiecznie nawet dla psiakow.
zreszta pelno ich bylo w okolicy.
troszke juz buduja ten dom...az sciezka powstala...
'uzyj mnie' - tak mowia kosze na smieci w azji, srednio skutkuje...
w drodze do swiatyni na miejscu starego obserwatorium - znak ostrzegajacy przed malpami...ajaj, trza jakis kij gdzies znalezc.
flagi modlitewne wypelniaja wzgorze...
o, trafily sie jakies zagubione malpy. chyba byly najedzone, bo udalo mi sie uniknac konfrontacji...
gorzej z miejscowymi zagadujacymi, trafil sie mi jeden i staral sie jak mogl opowiadac mi o swiatyni mimo ze nie bylam zainteresowana, jednakze odszedl zawiedziony, bo mialam tylko 10 rupii w portfelu...potem szedl za mna by sie upewnic, ze nie mam wiecej. namolny.
ladna troszke mniej zamglona pogoda sie trafila na chwilke..
jak chodzic z parasolem i miec obie rece wolne!
chinskie makaronowe danie ze straganu
a tu pieknie artystycznie uchwycony ptak puszczajacy bombe niespodzianke...
Comments