Szlak Abel Tasman


Ktos sobie sam zrobil, albo gwizdnal przod chatki Hobbita - podejrzane z autobusu.




No to wio! Droga plaska i przyjemna poki co.


Stwory lokalne z malymi, ucieklo mi jak sie nazywaja, ale pelno ich tu.







Paskudztwo.



Narodowy jedyny golab. Bydle wielkie i robi halas jak orzel prawie jak leci. Podobno nie umie za bardzo hamowac i z reguly wykorzystuje do tego drzewa. A halasu co niemiara.


 Duza dosc plaszczka w plazowej wodzie wieczorem. Do kapania sie nie palilam.




Zestaw obiadowy. Prosze zauwazyc piekny zielony tzw. Spork - spoon+fork (lyzkowidelec), piekny okaz dopoki jednego dnia nie nastapilam na okaz i teraz mam dwa osobno.


Moj sliczny namiot.


Droga nie zawsze byla plaska i przepiekna. Czasami szla pod gore 100m po korzeniach. 



Moja ulubiona czesc wszystkich szlakow - wiszace mosty!






Tu sie przeprawiam przez jedno miejsce, gdzie trzeba bylo czekac na niskie plywy. Ponizej widac plaze usiana malymi muszelkami, ktore stanowily cala trase tego przejscia. Klnelam jak szewc, paskudztwo na maksa, stopy kwekaly. Dopiero po przejsciu i wytarciu stop, podczas nakladania skarpetek przypomnialam sobie, ze caly czas mialam japonki z boku plecaka. Eeeeh.



Na tego kolege przypadkiem nadepnelam.
Nie za przyjemne uczucie, jak cos sie wyslizguje spod piety.


A tak wygladam jak artystycznie lapie oddech.




Mowilam, ze lubie mosty wiszace.


Pelnia sie trafila.


Wschod slonca tez. Tu akurat bylo chyba wtedy jak mnie siku wygonilo z namiotu. Czesto to sie zdarza.


Kemping na plazy/piasku, jakkolwiek romantycznie brzmi jest dosc paskudny - haki sie nie za dobrze wbijaja.


Tu wschod ksiezyca.


I wschod slonca ponowny.

Comments

Popular Posts