wyprawa do rezerwatu Porirua z Jacquie, Fliss, i Chris.


no to ruszamy!


hmm, ktoredy by tu dzis pochodzic...


tu poki co luzik.


hmm, prawo, lewo, prawo...lewo.


pierwsze poty


narazie drzewa zaslaniaja slonce, nie jest zle.


maly przystanek.




zakaz psow. bo zastrzelimy. oj.


jakos ten ksiezyc tak blisko tu.


i juz w otwartym, wietrznym sloncu.



a to ja. tak z daleka, by nie bylo widac moich przypalonych uszu, i zabarwionych polikow.


tu solidnie dulo. az nie za bezpiecznie.
takze zrobilysmy w tyl zwrot.
ja bym szla, bo sklonna jestem do takich glupich rzeczy az za nadto.


Jacquie trzyma sie slupa, by jej nie zwialo = zartobliwa demonstracja sily wiatru.





prawo, lewo, prawo, lewo...




Jacquie zaliczyla glebe smiejac sie po uszy.







zaloga maszeruje.


teren sie troszke zmienil.
ja tylko szlam za tlumem.
nie mialam pojecia ani gdzie idziemy ani ile przeszlysmy.
ale kto by sie drobiazgami przejmowal jak tak ladnie na okolo.







najwieksza proca jaka widzialam.


skrzynka na listy.



kablowo.



siedzonko z widokiem na...


...okolice. 


i juz cywilizacja.

Comments

Popular Posts