i co tam dalej...

po Borobudur sie zdrzemnelysmy solidnie i wyruszylysmy na pokaz lokalnych kukielek. Trza bylo kawalek dojsc i po drodze sie trafil duzy festiwal ale nawet ktos nas wyhaczyczyl i niechybnie majac nadzieje na napiwek zaprowadzil do muzeum na kukielki. Zaraz obok przed wystepem pokazywali jak sie je wytwarza. Sa to plaskie figury zrobione ze skory bawolej, pieknie ksztaltowo podziurkowane i pomalowane. Mozna je ogladac od tzw. strony orkiestry na kolorowo, albo od strony podswietlonego plotna, gdzie widac tylko plaski cien...przedstawienie trwa 2 godziny ale sie nie dluzy, poniewaz sa dosc ekscytujace momenty jak bohaterowie z soba walcza. Mimo wszystko i tak musialam na chwilke oczy zamknac, ale sie schowalam w dyskretne zacienione miejsce ;)















Potem nam ladnie zareklamowali lokalna metoda barwienia/malowania na plotnie zwana 'batik' i wrobili nas w 'taka oryginalna wystawe co tylko jest tu na 3 dni! i dzis jest ostatni dzien!', no to my sie jakos tam wybralysmy i bylo nawet calkiem fajne i ladnie nam wytlumaczyli jak to sie robi, maluje cieplym woskiem wzory i potem maczaja w farbach roznych dla uzyskania kolorow roznych. kupilysmy cos tam malego by sie odczepili i sie zmylysmy.



Poniedzialek 25 styczen

Dzis sie wybralysmy do Palacu Sultana, a ze akurat cos tam sprzatali to polazilysmy na okolo, do Wodnego Zamku, ktory jest mieszanka basenow i kanalow, ktore byly relaksacyjnym obszarem wladcy i nawet ukatrupili architekta by nikt sie nigdy nie dowiedzial o tajemnicach konstrukcji. 











Potem wpadlysmy na targ ptasi, gdzie bylo pelno kolorowego latajacego towarzystwa i rozniez tego czym sie zywia...robali....bleeeee....krotko przelazlysmy i ucieklysmy po drodze wpadajac na farbowane kurczaki..







Palac Sultana po tym wszystkim byl calkiem nudny, ze zdjeciami wladcow w oficjalnych strojach z takim i smiesznymi listkami do uszu przyczepionymi i wystawa roznych wzorow batiku, jak rowniez porcelany itd.










Po tym wszystkich wskoczylam sobie do basenu i byla to najwieksza ulga od poczatku podrozy...chlodna woda...takze sobie poplywalam ladnie :)



wtorek 26 styczen

Jazda do Pangandaran, takiego malego miasteczka na wybrzezu z oceanem Indyjskim. Plaza! i zupa morze, takie cieple...spacer najpierw a potem amciu z piwkiem.









sroda 27 styczen

Wyprawa do tzw dzungi, czyli do nieuporzadkowanej czesci parku narodowego w tutejszym miasteczku. Widzialysmy jezozwierze w jaskini, nakarmilysmy je orzeszkami, potem nietoperze, ktorych juz nie karmilysmy...i tak sobie lazilismy, potem nam przewodnik sciezke zgubil...potem sie okazalo ze udawal, chyba chcial sobie z nami dluzej pochodzic, bo mu Amy w oko wpadla. Po drodze troszku mi sie srednio podobalo bo inni ludzie chodzili sami a my tu bulimy za przewodnika ale potem nas zaprowadzil przez chaszcze i wzdluz zarosnietej rzeki to zarypistego wodospadu, takze troszke zmieklam :) a moze byly to 2 litry potu, ktore ze mnie sciekly w miedzyczasie... jakies malpki sie tez nawinely i widzialam taaaaaaka jaszczurke!!! ale bylam abyt zajeta mowieniem 'ja pierdziu!' i wskazywaniem by zrobic fotko...eh...






















czwartek 28 styczen

Dzisiaj wyprawa do tzw Zielonego Kanionu. Po drodze wpadlismy zobaczyc jak sie wyrabia cukier z kokosow i takie lokalne kukielki drewniane. Do kanionu sie plynelo lodzia a potem jak juz skaly dalej zatarasowaly to hop do wody i pod prad trzymajac sie skal z boku (oj oj...ciagle bola rece i ramiona...) do wodospadu poskakac i poza potem na skalki sie wspiac i polezec w wodzie swiezej, bo zimnej. A potem juuuuhuuu z pradem w dol :)






















W drodze powrotnej przeszlismy przez most bambusowy i poogladalismy zolwie morskie ...male i duze...bleee...nie moglam wziac ani jednego do reki...bleee....bo jak sie je dotknie to takie sa miekkie i blee....ah te gady...jakos nie moge sie do nich przyzwyczaic...









 

Comments

Unknown said…
hehe widze ze cie sie nie nudzisz ;)))

Popular Posts